Mi to lotto

Pieniądze szczęścia nie dają? Akurat! Przekonałem się na własnej skórze, kiedy to zablokowano mi wszystkie konta za niezapłacony mandat. Był piątek po południu wszelkie urzędy mogące pomóc od dawna zamknięte, w kieszeni zero gotówki, skarbonka dziecka pusta, a dwa konta zablokowane. Cudowny weekend się zapowiadał.
Nawet się ucieszyłem. Pieniądze szczęścia nie dają, więc nadchodzący wielkimi weekend miał być najszczęśliwszym czasem w moim życiu! Normalnie rzygałem tęczą z radości! Dodatkowo smaczku temu beztroskiemu czasowi dodawał fakt, że lada chwila miałem zostać milionerem. Kasy może nie miałem, ale w portfelu kapitał w postaci kuponu totolotka. Zaraz, kiedy jest losowanie lotto? W sobotę! A więc wystarczyło szczęśliwie przeżyć piątek, potem prawie całą sobotę i dawaj wielki świecie! Ale spokojnie, przecież pieniądze szczęścia nie dają… Nie chciałem być nieszczęśliwym milionerem. Podarłem i wyrzuciłem kupon. Od tego momentu miało otoczyć mnie samo, czyste jak łza szczęście.

Z pracy wróciła żona. „Kotku, musimy jechać na zakupy, bo przed nami niedziela bez handlu” krzyknęła od drzwi. Ale miała minę, kiedy ze spokojem oznajmiłem jej, że konta zablokowane, a gotówki brak. Weekend bez zakupów – tego jeszcze nie było. Będziemy jeść to, co jest w lodówce. Koniec z marnotrawieniem jedzenia. Otwieram lodówkę, a tam… oślepiające światło. Nie ma nic! No, cóż w dwa dni z głodu chyba jeszcze nikt nie umarł. Chyba… Wieczorem wpadłem na genialny pomysł, aby zamówić pizzę. Cholera, nie ma kasy. Ale przynajmniej byliśmy szczęśliwi…

Sobota od rana nie zapowiadała się ciekawie. Na zewnątrz plucha, deszcz, wiatr i chłód, mimo iż to był dopiero wrzesień. Głód był nie do zniesienia. Brak śniadania był torturą, pod którą nasza mała rodzina się ugięła. Jedziemy do mamy coś zjeść, oznajmiła moja ślubna. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak, na wieść o wizycie u teściowej! Zapakowaliśmy się do naszego rodzinnego auta, marząc o jajecznicy z boczkiem i świeżutkim pomidorkiem. Teściowa mieszkała względnie blisko, około 20 minut samochodem, więc nasze żądne pokarmu żołądki miały być wkrótce zaspokojone. Jedne światła, drugie… i z tych już nie zdołaliśmy wyjechać. Zabrakło benzyny. Mój Boże, znowu zawiesił się pływak w baku i „żyd” nie zaświecił. Wspólnymi siłami zepchnęliśmy samochód z drogi na pobocze. Po godzinie dotarł teść z piątką benzyny. Wreszcie mogliśmy coś zjeść! Kiedy opowiedziałem teściowej co nas spotkało piątkowego popołudnia, z nieukrywaną satysfakcją pouczyła mnie, że należności reguluje się na bieżąco, a nie zwleka i naraża się na podobne konsekwencje. Tak, w tym momencie kazanie teściowej było miodem na me uszy. Zabraliśmy od mamusi zapasy na wieczór i niedzielę i na oparach wróciliśmy do mieszkania.

Niedziela to była katorga. Zero fast fooda, zero meczu, bo przecież nie było mnie stać na bilet, zero kina. Nic, tylko się pociąć, oglądając propozycje, serwowane w telewizji.

Na koniec poniedziałek. Aby odblokować środki na koncie, musiałem najpierw uregulować mandat, ale jak bez pieniędzy? Pełnia szczęścia!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here