Pomysł posiadania własnego warzywnika zrodził się u nas jednocześnie z powzięciem decyzji o budowie domu na wsi, a dokładniej mówiąc był jedną z przyczyn budowy tego domu.
Perspektywa zjedzenia wyhodowanych przez siebie roślin wydawała się ekscytująca, szczególnie dla mieszczuchów, którzy poza wakacyjnymi wizytami u babci nie mieli z tym wcześniej do czynienia.
Zakładanie własnego ogrodu warzywnego zaczęliśmy od odpowiedniego usytuowania go na działce. Wybraliśmy miejsce słoneczne, ale w miarę możliwości osłonięte od wiatru, choć z tym niezwykle trudno w miejscu, w którym mieszkamy (wzgórze nad jeziorem). Na szczęście okazało się, że jednocześnie ziemia w tym miejscu jest najlepsza na całej działce, choć i tak mieliśmy zamiar choć częściowo ją wymienić, co okazało się dość proste ponieważ zdecydowaliśmy się zacząć od grządek wyniesionych, czyli tzw. angielskich. Umieściliśmy w nich zakupioną w gospodarstwie ogrodniczym ziemię, podobno znakomicie skomponowaną, ale tutaj oczywiście musimy się zdać na zapewnienia sprzedawcy.
Poszczególne zagony umieściliśmy w taki sposób, aby był do nich swobodny dostęp z każdej strony, co ułatwi nam późniejszą pielęgnację.
Wiele trudności sprawiło nam na początku odpowiednie rozmieszczenie roślin. Staraliśmy się zachować wszystkie zasady, o których czytaliśmy i słyszeliśmy od bardziej doświadczonych „ogrodników”.
Dobór miejsca był podyktowany potrzebami rośli dotyczącymi nasłonecznienia, tak aby rośliny cieniolubne nie rosły w pełnym słońcu, ale również aby rośliny wyższe nie zasłaniały słońca tym niższym.
Pamiętać musimy również, że nie wszystkie rośliny „się lubią” i nie należy ich sadzić czy siać wspólnie. Chodzi tu oczywiście o produkcję przez jedną roślinę związków chemicznych które utrudniają lub uniemożliwiają wzrost innej rośliny. Nie lubią się np. sałata i pietruszka, ogórek i pomidor, koper włoski i pomidor.
Poszczególnym roślinom należy też zapewnić odpowiednią przestrzeń, tj. nie sadzić ich zbyt blisko siebie. Dla doświadczonych ogrodników to frazes, ale początkujący mają z tym problem. Dla przykładu podam tutaj brukselkę, która rozrosła się potwornie całkowicie zasłaniając sąsiednie grządki.
Pamiętam również, że dużą trudność sprawiło nam samo sianie. Choć dostępne na torebkach nasion instrukcje zrozumie nawet dziecko, w praktyce okazało się to dość trudne, szczególnie w zakresie głębokości siania oraz gęstości.
Inną sprawą są terminy wysiewu. Np. kiedy siać ogórki, a kiedy sałatę i inne warzywa. Oczywiście jest to uzależnione od wielu czynników, w szczególności od klimatu, w którym mieszkamy. Pamiętać bowiem należy, że w innym terminie wysiewu dokona mieszkaniec Suwalszczyzny, a w innym, wcześniej oczywiście mieszkaniec Dolnego Śląska. Termin wysiewu należy również dostosować do preferencji danej rośliny, a nawet jej poszczególnej odmiany. Tworzenie nowych odmian nadaje roślinom nowe cechy, jedną z nich jest wzrost wytrzymałości na niskie temperatury. Nie ma zatem uniwersalnej recepty, kiedy siać poszczególne warzywa. Musimy się zdać na doświadczenie własne lub innych, najlepiej okolicznych ogrodników.